Spotkanie pierwsze: Zbigniew Daab ps. „Kapiszon”

1 lutego br. odbyło się pierwsze spotkanie w ramach cyklu „Moja Warszawa”, dedykowane Zbigniewowi Daabowi ps. „Kapiszon”.

Nasz bohater w ciągu swojego życia miejscem zamieszkania związany był z różnymi częściami Warszawy. Najpierw z Wolą, potem z Targówkiem i Pragą, by znów wrócić na Wolę, gdzie aktualnie mieszka na Muranowie. Okazało się, że za każdym razem mamy do czynienia z zupełnie innym obliczem miasta. Miasta najpierw w okresie dynamicznego rozkwitu, przebudowywanego, potem niszczonego i na powrót odbudowywanego na przekór wszystkiemu.

W trakcie spotkania dużo uwagi zostało skupionej wokół przedwojennego szkolnictwa publicznego. Pan Zbigniew z ogromnym entuzjazmem wyrażał się na temat nowoczesnego wystroju szkoły na Woli z jej weneckimi oknami, wypastowanymi podłogami, ławami z kałamarzami i atramentem, z wiszącą powyżej tablicy m.in. fotografią prezydenta Ignacego Mościckiego. Co również przetrwało w pamięci naszego bohatera to poczucie wszechogarniającego porządku i dyscypliny, jaki tam panował. Woźny wpuszczający uczniów do szatni, przebieranie obuwia, dyżury uczniowskie przy sprzątaniu tablicy, wymagana punktualność (maruderzy musieli czekać na zakończenie danej lekcji i zostawali wpuszczani dopiero na przerwie na kolejną lekcję), kontrola czystości przeprowadzana przez pielęgniarki, mundurki z tarczą szkoły. Ten ostatni wątek wzbudził wiele resentymentów. Uczeń utożsamiał się bowiem z daną szkołą i poza nią swoim zachowaniem dawał świadectwo zasad i wartości, jakie mu tam wpajano. Przy okazji nie był anonimowy i zawsze można mu było wskazać każde jego złe postępowanie. Co najważniejsze nie pozostawało to bez konsekwencji, które wyciągnąć mogła szkoła, dbająca o morale ucznia i swoje dobre imię. Znakiem ówczesnych czasów był brak łazienek w okolicznych domach. Dlatego dzieci miały możliwość korzystania raz w tygodniu z łaźni szkolnej.

Z dziecięcych wspomnień pana Zbigniewa przetrwały oczywiście te związane ze spędzaniem czasu wolnego: jeżdżeniem na gapę na tyłach tramwajów, kąpielami na gliniankach, zabawami z rówieśnikami, których gros pochodziło z rodzin żydowskich.

W ówczesnej Warszawie towarzyszenie odmiennościom kulturowym było wpisane w codzienność życia pana Zbigniewa. W przypadku chłopca, jakim wtedy był, objawiało się to głównie w wygłupach i żartach. Jak choćby w przywołanej podczas spotkania historii o sąsiedzie, których kwasił ogórki, a któremu chłopcy bardzo chcieli podebrać kilka sztuk. Ostatecznie ich zapędy zostały ukrócone, bo ogórkami zostali poczęstowani przez wyrozumiałego sąsiada. Innym aspektem było obserwowanie przez młodego chłopaka nieznanych obyczajów i uroczystości (święto Kuczek).
W krajobraz przedwojennej Warszawy wpisuje się zarówno handel skupiający się wokół okolicznych targowisk, bazarków, jak również stoiska czy warsztaty przeróżnych usług rzemieślniczych. W pamięci pana Zbigniewa żywo odzywa się z jednej strony wspomnienie sklepu z kapeluszami na nieistniejącej dziś już ulicy Żabiej, dokąd przybywały elegantki z całej Warszawy. Z drugiej strony – dedykowane ludziom uboższym usługi krawieckie, fryzjerskie czy szewskie oferowane wprost ze stoiska zmontowanego naprędce na ulicy.

Rok 1935 przywołuje natomiast we wspomnieniach z dzieciństwa naszego bohatera pogrzeb marszałka Józefa Piłsudskiego. To doświadczenie przetrwało w pamięci sześciolatka, uczestniczącego z ojcem w kondukcie żałobnym na Krakowskim Przedmieściu, jako wydarzenie wyjątkowe i podniosłe, eksplozję patriotycznych uniesień i spontanicznych wystąpień.
W gawędach o dawnej Warszawie nie mogło zabraknąć opowieści o wybitnej postaci tamtych czasów – Stefanie Starzyńskim, prezydencie miasta. Zgromadzeni wysłuchali opowieści jakże odmiennej od tych, które zachowują do dziś karty książek historycznych. Wspomnienie osobiste i przez to niezmiernie sympatyczne. Ojciec pana Zbigniewa bowiem zajmował się m.in. renowacją ram dla ówczesnego magistratu. Dzięki tej okoliczności nasz bohater uczestniczył wraz ze swoją siostrą w imprezie choinkowej w ratuszu zorganizowanej dla pociech pracowników.
W latach późniejszych postać prezydenta Starzyńskiego nieodłącznie kojarzy się panu Zbigniewowi z wystawami. Pierwszą z 1936 r. pn. „Warszawa przyszłości” oraz – drugą z 1938 r. pn. „Warszawa wczoraj, dziś i jutro”. Jak sam przyznał, dopiero po latach mógł docenić rozmach i wizjonerstwo ówczesnych architektów, dbających o zrównoważony rozwój dzielnic stolicy.

Przyjmując perspektywę bystrego nastolatka, jakim w dniu wybuchu II wojny światowej był pan Zbigniew, zostaliśmy wprowadzeni w atmosferę Warszawy niszczonej bombardowaniami i reakcji jej mieszkańców na te brutalne zdarzenia. Osoby starsze, takie jak babcia bohatera, pamiętająca czasy I wojny światowej, zajmowała się głównie gromadzeniem zapasów żywnościowych i przemysłowych. Na ulicach powstawały natomiast okopy i barykady.

Dla rodziny pana Zbigniewa okres okupacji był dodatkowo związany z koniecznością opuszczenia dotychczasowego miejsca zamieszkania, które leżało w dzielnicy włączonej do getta. Babcia natomiast, która do tej pory utrzymywała rodzinę, prowadząc magiel, pozbawiona tego zatrudnienia, zajęła się handlem, w czym pomagał jej pan Zbigniew. W trakcie swoich codziennych obowiązków, przemierzając ulice Warszawy, nasz bohater wielokrotnie stykał się z okrucieństwem i bestialskimi zachowaniami okupanta. Nieustannie towarzyszące terror i zastraszenie nie pokonały jednak beztroski okresu młodzieńczego, zwykłej życzliwości i solidarności, o czym wspominał w swoich opowieściach pan Zbigniew.
W trakcie okupacji dzięki pomocy wujka pan Zbigniew dostał się do szkoły na ulicę Gostyńską, skąd trafił na tajne komplety. A to już był krok do konspiracji. W 1943 r. nasz bohater trafił do „Zawiszaków” – najmłodszej grupy harcerzy Szarych Szeregów. Uczył się tam czytać mapy, posługiwać się bronią. Zyskał wówczas pseudonim „Polek”, zmieniony w trakcie Powstania Warszawskiego na „Kapiszon”. Ze szczególnym wzruszeniem pan Zbigniew wspominał swoje pożegnanie z matką, gdy obwieszczał jej, że idzie do powstania. Zbiegiem okoliczności walczył na Ochocie. Zgromadzeni na sali towarzyszyli naszemu bohaterowi w opowieści o wydarzeniach, jakie były wtedy jego udziałem: od tych o przemieszczaniu się z oddziałem, zdobywaniu wyznaczonych obiektów, noszeniu za strzelcem skrzynki z nabojami, aż po te dramatyczne chwile, gdy cudem uniknął śmierci na stanowisku strzelniczym, w które trafił pocisk wystrzelony z czołgu. Jednak wyjątkowo przejmująco wybrzmiała zupełnie inna historia. Wręcz błaha. Opowieść o kubku, który pan Zbigniew otrzymał od napotkanego przy dworcu życzliwego kolejarza. O kubku, który w tamtych czasach był na wagę złota i pozwalał przetrwać. Wątek powstańczy kończy się w relacjach pana Zbigniewa w obozie przejściowym w Pruszkowie, gdzie niepewny swojej przyszłości zastanawiał się, czy kiedyś uda się mu jeszcze powrócić do ukochanej Warszawy.

Podsumowaniem całej tej opowieści były wspomnienia z wyzwolenia przez amerykańskich żołnierzy obozu, w którym znajdował się pan Zbigniew; jego rozterek co do dalszego postępowania i nagłego zwrotu w życiu, gdy dzięki Czerwonemu Krzyżowi otrzymał wiadomość od matki, by, jeśli żyje, wracał do domu!

Po relacji pana Zbigniewa posypały się pytania, które dały początek dyskusjom w mniejszych i większych grupach.

Spotkanie nie byłoby jednak kompletne bez prowadzącej rozmowę – Marii Kamińskiej, przewodnika warszawskiego. To dzięki jej staraniom osobiste i co za tym idzie – subiektywne wspomnienia czy też anegdoty naszego bohatera odnalazły swój specyficzny wymiar, bo zostały wpisane przez panią Marię w szeroki ogląd historyczny i urozmaicone przygotowaną przez nią projekcją slajdów.

Projekt współfinansuje m.st. Warszawa.

Przyszedł czas na udostępnienie relacji wideo łączącej w sobie fragmenty zarejestrowanej rozmowy, uzupełnionej archiwaliami i komentarzami historycznymi. Zapraszamy do obejrzenia.

Powrót
© Stowarzyszenie Monopol Warszawski